|
wtorek, 27 stycznia 2004 r., godz: 23:56
Na łamach Gazety Wyborczej ukazał się bardzo ciekawy artykuł autorstwa Jarosława Bińczyka, w którym przedstawia on całą futbolową przygodę właściciela Pogoni Antoniego Ptaka !
Przysłowie mówi, że kobieta zmienną jest, ale żadna kobieta nie dorówna pod tym względem Antoniemu Ptakowi - opowiadają piłkarze, którzy występowali w jego drużynach. Od dziesięciu lat działa w polskim futbolu. Zdążył zdobyć mistrzostwo Polski, awansować z III do II ligi, a także spaść z ekstraklasy, zlikwidować dwa kluby, stadion i halę sportową. "Wynalazł" go na początku lat 90 Janusz Michaluk, wiceprezydent Łodzi. W 1994 roku ŁKS-owi groziło bankructwo. Piłkarze odmówili wyjazdu na mecz z Legią i zagrozili, że nie zagrają z FC Porto w Pucharze Zdobywców Pucharów. Ostatnią deską ratunku okazał się mało znany biznesmen, który w podłódzkim Rzgowie postawił sprowadzone z Ukrainy hangary lotnicze i zrobił w nich targowisko. Był to strzał w dziesiątkę, bo do Rzgowa do dziś ściągają wycieczki nie tylko z Polski. ŁKS przetargowy Ptak nigdy nie ukrywał, że futbol traktuje jak biznes. I jest w tym konsekwentny. Po roku w ŁKS-ie zszokował wszystkich pomysłem... przeniesienia drużyny do Gliwic. Starał się tam o giełdę samochodową, a w rozstrzygnięciu przetargu miała pomóc obietnica sprowadzenia pierwszoligowej drużyny. - Na meczach ŁKS jest fatalna frekwencja, tymczasem w innych miastach na I ligę przychodzą tłumy. A przecież sport to również biznes, wpływów za bilety nie można lekceważyć - tłumaczył. Z planów nic nie wyszło, a trzy lata później ŁKS zdobył mistrzostwo Polski. Ptak chyba po raz pierwszy i przedostatni w piłkarskiej karierze dał się ponieść emocjom. Sprowadził nowych piłkarzy o znanych nazwiskach, m.in. Mirosława Trzeciaka, Tomasza Kosa, Zbigniewa Wyciszkiewicza, Tomasza Wieszczyckiego. Mało tego, wszyscy podpisali wysokie kontrakty, po kilkaset tysięcy złotych, co się wcześniej w ŁKS-ie nie zdarzało. Później zresztą też. Drugi raz "zaszalał" w Piotrcovii, kiedy zatrudnił m.in. Franciszka Smudę, Tomasza Łapińskiego i Sławomira Majaka. Okazało się jednak, że mistrzostwo Polski było początkiem ogromnego, trwającego do dziś, kryzysu ŁKS. Start w europejskich pucharach znów się nie udał, bo w walce o Ligę Mistrzów ełkaesiacy nie byli w stanie rywalizować z Manchesterem United, a w pucharze UEFA z AS Monaco. - Antek ma niesamowite zdolności do zarabiania pieniędzy - opowiadał jeden z jego byłych współpracowników. Potwierdziło się to w 1998 roku. Ptak zrozumiał, że w polskim futbolu sukces kosztuje bardzo dużo, a o zarobku nie ma co marzyć. Prawdopodobnie dlatego szybko pozbył się czołowych piłkarzy: do Osasuny sprzedał najlepszego napastnika Mirosława Trzeciaka (za 300 tys. dolarów), Tomasz Kłos za 500 tys. dolarów przeszedł do Auxerre, Wyciszkiewicz został wypożyczony do Royalu Antwerp, a Rafał Niżnik odszedł do Broendby Kopenhaga. Efekt był taki, że mistrz Polski z trudem obronił się przed spadkiem, ale sportowa spółka akcyjna ŁKS Ptak przynosiła zyski. W 1998 roku zarobiła ponad półtora miliona złotych. Ptak był już wyleczony z marzeń o sukcesach sportowych, ale znów zapragnął wykorzystać piłkarzy i wpadł na pomysł przeniesienia ŁKS-u do Gdańska. - Mam dość łódzkiego futbolu. Dwa pierwszoligowe kluby w tym mieście to za dużo - twierdził. Poza tym miał pretensje, że władze Łodzi nie interesują się futbolem: - Po zdobyciu mistrzostwa Polski nawet nie przysłali gratulacji - wyjaśniał. Winni byli także dziennikarze, bo "tworzyli nieprzychylny klimat wokół drużyny". Prawdziwa przyczyna przenosin była taka, że politycy z Gdańska obiecali Ptakowi dostęp do terminalu paliwowego w Porcie Północnym. Z przenosin nic nie wyszło, ale Ptak, a właściwie jedna z jego firm, stał się właścicielem Polonii Lechii Gdańsk. Dzięki temu do ŁKS-u trafili tacy piłkarze, jak Jacek Paszulewicz (obecnie Wisła Kraków) i Ariel Jakubowski (Wisła Płock). Dziś na Wybrzeżu po biznesmenie ze Rzgowa zostały zgliszcza - Polonia przestała istnieć, a Lechia występuje w IV lidze. Do czterech razy sztuka Po spadku do II ligi Ptak wycofał się z ŁKS-u, ale nie zrezygnował z futbolu. Większość łódzkich piłkarzy trafiła do Piotrkowa, gdzie Ptakowi udało się stworzyć drużynę, która awansowała do II ligi. I był to jego ostatni sportowy sukces. Przed rokiem znów zamarzyła mu się ekstraklasa. Zimą zatrudnił trenera z nazwiskiem - Smudę, sprowadził znanych piłkarzy (Tomasz Łapiński, Sławomir Majak). Tym razem w drodze do sukcesu mieli mu pomóc lokalni politycy. W radzie nadzorczej sportowej spółki znaleźli się m.in.: Sylwester Pawłowski, przewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi, były dyrektor regionalnej telewizji Marek Madej czy Stefan Niesiołowski. Co ciekawe, pierwszy należy do SLD, drugi startował w wyborach z Samoobrony, a trzeci był w ZChN. Kilka miesięcy później Mirosław Czesny, jeden ze współpracowników Ptaka, a wcześniej prezes Widzewa, wymyślił kolejne przenosiny - tym razem Piotrcovii do Łodzi. Zadłużony Widzew miałby ogłosić upadłość, a na jego stadionie grałaby drugoligowa Piotrcovia, ale już pod nazwą Widzew. Na to jednak nie zgodzili się łódzcy działacze. Na kolejny pomysł Ptaka nie trzeba było długo czekać: w lipcu zapadła decyzja o przeniesieniu Piotrcovii do Szczecina. Początkowo twierdzono, że powodem jest jedynie chęć stworzenia silnej drużyny, która szybko awansuje do ekstraklasy. W sprawę zaangażował się prezydent Szczecina Marian Jurczyk. Ale Ptak nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie zadbał o własne interesy. Okazało się, że dostał to, o co bezskutecznie walczyli właściciele zlikwidowanej Pogoni - Sabri Bekdas i Les Gondor - tereny. Różnica była taka, że Bekdas i Gondor chcieli grunty wokół stadionu, a Ptak zadowolił się działką w pobliżu miasta, na której zamierzał wybudować hale targowe. Ostatnio jednak stwierdził, że inwestycja została zawieszona. Czyżby szykował się do odejścia? Na półmetku rozgrywek drużyna jest na pierwszym miejscu w tabeli, ale jej główny właściciel nie jest zadowolony. - Jeśli klimat wokół klubu dalej będzie zły, odejdę - zagroził niedawno. Podobnie mówił, kiedy chciał wycofać się z ŁKS-u. Tymczasem w Piotrkowie stadion dla kilkunastu tysięcy ludzi został zamieniony w parking, a wcześniej rozebrano halę sportową. Dlaczego więc Antoni Ptak nie wycofuje się z futbolu? Opowiada jeden z jego kolegów: - Bo na tym też można zarobić, ale pod warunkiem, że nie będzie się walczyć o czołowe lokaty. W tzw. stajni Ptaka jest kilkunastu niezłych piłkarzy, którzy są wypożyczani do różnych klubów. Najbardziej znani to Batata i Rafał Grzelak (Lech Poznań). Dziuba za Polaka, Wolak za Pietrzaka Przed przejęciem ŁKS-u Ptak był tylko kibicem. Często wspominał, że przyjeżdżał z rodzinnego Piotrkowa na mecze Widzewa w europejskich pucharach. - Nie znam drugiego szefa klubu, który tak dobrze znałby się na piłce - mówił Jan Tomaszewski. Nic dziwnego, że przed każdym meczem ŁKS-u, a później Piotrcovii, w Rzgowie, gdzie urzęduje Ptak, odbywały się narady. Brali w nich udział trenerzy, działacze, a nawet co ważniejsi pracownicy Centrum Targowego. - I każdy miał coś do powiedzenia na temat składu czy taktyki, dlatego te posiedzenia trwały po dwie godziny - wspomina jeden ze szkoleniowców. - Jeśli ktoś się nie podporządkował wytycznym i wystawił inną jedenastkę, zazwyczaj żegnał się z posadą. Ostatnio właściciel klubu przekonywał w Szczecinie, że utrzymując klub, ma pełne prawo do decydowania o tym, co się dzieje w zespole. - ŁKS zdobył mistrzostwo, gdy byłem blisko drużyny - mówił. - Byłem za daleko od Pogoni. Teraz to zmienię. Zrobię w klubie czystkę. Zmiany trenerów w drużynach Antoniego Ptaka odbywały się z taką częstotliwością, że mało któremu udawało się przepracować z drużyną pół sezonu. Wszystko obracało się jednak wokół tych samych nazwisk. Ryszarda Polaka zmieniał Marek Dziuba, Dziubę - Polak, Polaka - Bogusław Pietrzak, Pietrzaka - Włodzimierz Tylak. Kiedy akurat wszyscy byli zajęci, sięgano po Krzysztofa Wolaka. Ofiarami prezesa były też legendy polskiej piłki - Tomaszewski i Smuda, którzy stracili pracę po jednym meczu. Zapraszamy do komentarzy na forum źródło: GW js
Brak komentarzy do tego artykułu. Może dodasz swój?
Komentarze służą do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi.
Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników. Zastrzegamy sobie jednak prawo do usuwania, modyfikowania wybranych komentarzy. |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||