www.pogononline.pl www.pogononline.pl
top_3
top_2
 
Gryf
Aktualności
poniedziałek, 24 grudnia 2007 r., godz: 05:57
Mariusz Kuras święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok spędzi z rodziną w Bełchatowie, ale za kilka miesięcy państwo Kurasowie przeniosą się na stałe do Szczecina. Wybrali już nawet osiedla, gdzie chcieliby zamieszkać.
- Sprzedajemy dom i się przeprowadzamy - deklaruje "Mario". - Nie wiążę się z Pogonią na jedną rundę. Chcę wrócić z tym klubem do wielkiej piłki.
Mariusz Kuras - jedna z legend Pogoni, przez blisko dwadzieścia lat związany ze szczecińskim klubem, wraca do naszego miasta, by z trenerskiej ławki poprowadzić granatowo-bordowych na piłkarskie salony. Trzy tygodnie temu objął posadę szkoleniowca Pogoni, 2 stycznia rozpoczyna przygotowania zespołu do rundy wiosennej.

Serce na Twardowskiego
Nowy stary trener nie zabiegał o kontrakt z klauzulą, że w każdej chwili może odejść, jeśli otrzyma ofertę z I czy II ligi.
- Chcę pracować na tym poziomie, ale w Szczecinie. Nie traktuję Pogoni jako krótkiego przystanku. To byłoby nie fair. Liczę, że uda nam się zbudować silną drużynę, że znów będzie tu wspaniały klimat dla piłki, poparcie miasta, sensowny plan działania włodarzy klubu - wyjaśnia.
Przy okazji podkreśla, że podobnej postawy oczekuje od piłkarzy. Szczególnie tych "z nazwiskami": - Myślimy o jak najszybszym awansie, więc potrzeba wzmocnień, lecz nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś przychodzi tu na kilka miesięcy, by dobrze przygotować się do... kolejnego okresu transferowego.
Mariusz Kuras traktuje Pogoń i Szczecin w sposób wyjątkowy. Prawie całe dorosłe, piłkarskie życie spędził na Twardowskiego. Przyjechał tu jako utalentowany 17-latek, wychowanek Rakowa Częstochowa i zawodnik juniorskiej kadry Polski.
- Oferta z Pogoni to było wielkie wyzwanie i nobilitacja. Musiałem wyjechać daleko od domu aż 520 kilometrów, ale byłem dumny, że będę w składzie czołowego zespołu ekstraklasy - wspomina piłkarz, który rozegrał w naszej drużynie ponad 400 spotkań.
Zdolnego nastolatka wypatrzył trener Marek Śledzianowski, który współpracował ze szkoleniowcem młodzieżowej reprezentacji Mieczysławem Broniszewskim. Szczecińscy działacze - prezes Roman Wilczek i kierownik Andrzej Rynkiewicz - wybrali się do Częstochowy i załatwili transfer. Grający początkowo na prawej pomocy Kuras dołączył do drużyny, w której występowali m.in. Leszek Wolski, Zbigniew Czepan, Marek Ostrowski, Krzysztof Urbanowicz, Adam Kensy, Kazimierz i Jerzy Sokołowscy, Marek Leśniak.
- Miałem ogromne szczęście, że trafiłem do klubu z takimi piłkarzami, gdzie pracowali znakomici trenerzy, a drużyna odnosiła sukcesy. To były piękne czasy. Czułem się wspaniale, będąc chociaż w meczowej "16". Podczas przerwy mogliśmy pograć w "dziadka" na głównej płycie stadionu, przy pełnych trybunach - opowiada z uśmiechem.

Oko w oko z Schumacherem
Na pierwszoligowy debiut długo nie czekał. 21 sierpnia 1983 roku, dokładnie w dniu swoich 18. urodzin, pojawił się na boisku w spotkaniu z ŁKS-em. Pogoń wygrała 2-0.
- Zespół prowadził wtedy Eugeniusz Ksol. Wspaniały człowiek, któremu bardzo dużo zawdzięczam. Do dziś utrzymujemy kontakt. Podobnie jak z Leszkiem "Napoleonem" Jezierskim - podkreśla Kuras.
I wspomina swoje występy w pucharowych meczach z FC Koln i Hellas Veroną. - Trafiliśmy na mocnych przeciwników, ale w Szczecinie mogliśmy wygrać obie potyczki. Pamiętam, że podczas spotkania z Włochami czułem się bardzo dobrze, wszystko mi wychodziło. Wysoki napastnik, któremu "przeszkadzałem" jako defensywny pomocnik, za dużo sobie nie pograł. Zespół rywali oczekiwał łatwego zwycięstwa, byli zaskoczeni wynikiem, ale u siebie dość szybko strzelili trzy bramki i było po zawodach - przyznaje pan Mariusz.
Przypomina sobie również ciekawszą sytuację z występu szczecinian w Kolonii. W ostatnich minutach, po szarży Marka Leśniaka, 19-letni pomocnik znalazł się w sytuacji sam na sam z Schumacherem. - Podłączyłem się do akcji, biegłem kilkadziesiąt metrów i gdy uderzałem piłkę, byłem już na "bezdechu". Strzeliłem dość mocno, ale bramkarz sparował piłkę na rzut rożny.
Barwne piłkarskie opowieści z lat 80. dotyczą też krajowego podwórka. Jako gracz z zadaniami defensywnymi Kuras miał okazję uprzykrzać życie takim asom jak Mirosław Okoński czy Włodzimierz Smolarek.
- Gdy spotykam się z Mirkiem, zawsze wspominamy mecz, kiedy ostro się pokopaliśmy. To była twarda męska walka. Pamiętam też, jak próbowałem przystopować Smolarka. Bardzo mocno trzymał się na nogach, atakowałem i odbijałem się jak od ściany - opowiada słynący z ambicji i wytrzymałości zawodnik.

Zacumował na Redzie
Szkoleniowiec spotkał na swojej drodze wiele piłkarskich sław. Z gwiazdami wicemistrzowskiej Pogoni grał kilka lat, a jeszcze dłużej mieszkał na jednym osiedlu. Najbardziej przyjaźnił się z Markiem Leśniakiem i Kazimierzem Sokołowskim.- Jako sąsiedzi byliśmy na siebie skazani - żartuje Kuras.
Osiedle Reda stało się prawdziwą kolonią pogoniarzy - zadomowili się tam Ostrowski, Kensy, Leśniak, obaj Sokołowscy, Andrzej Miązek, Jarosław Biernat, Artur Chwedczuk, Piotr Żelazowski, Dariusz Krupa. W późniejszych latach mieszkanie na Gumieńcach wynajmował również Piotr Mandrysz, a klub załatwiał kawalerki młodszym zawodnikom.
- Też tak zacząłem, ale dość szybko się ożeniłem i przyznano nam większe mieszkanie na tym samym osiedlu, po Marku Leśniaku, który wyjechał wtedy do Bayeru Leverkusen - tłumaczy.

Święta i chrzciny
Młode małżeństwo - Ewa i Mariusz Kurasowie - oraz ich trzymiesięczny wówczas syn, swoje pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia spędzili w Szczecinie. Przyjechała też rodzina, bo 25 grudnia odbyły się chrzciny Emila.
- Najpierw tradycyjna polska Wigilia, a dzień później bardzo ważna uroczystość. Dziadkowie nie odstępowali wnuka - wspomina pan Mariusz. - Na chrzcinach Emila byli Marek Leśniak z małżonką i córeczką oraz Kaziu Sokołowski.
- Czuliśmy się tu bardzo dobrze, bo wokół siebie mieliśmy grono życzliwych ludzi. Ta serdeczność urzekła mnie w Szczecinie
- dodaje pani Ewa. - Spędziliśmy w tym mieście najpiękniejsze lata, tu począł i urodził się syn, tu mamy sprawdzonych, prawdziwych przyjaciół.
Mariusz Kuras sięga pamięcią w ostatnich kilkanaście lat, by przypomnieć sobie jakieś wyjątkowe wydarzenie związane ze świętami.
- Imieniny Ewy są 24 grudnia, więc żona czasami żartuje, że powinniśmy wręczać jej dwa prezenty, znaleźć jakiś drugi termin - żartuje pan Mariusz i już zupełnie serio dodaje. - Nigdy nie czekamy na specjalne niespodzianki, wyjątkowe atrakcje czy drogie upominki. Zawsze najważniejsze jest to, że wspólnie możemy zasiąść do stołu, w gronie życzliwych, kochających się ludzi. Od roku 2000, gdy małżonka poważnie zachorowała, rozumiemy to jeszcze lepiej, cieszymy się każdym dniem - wyznaje.
I przypomina Boże Narodzenie trzy lata temu, gdy w nowym domu w Bełchatowie odbył się wielki familijny zjazd. - Bardzo się spieszyliśmy, żeby ze wszystkim zdążyć. Uroczystość wigilijna była wyjątkowa. Przyjechali rodzice moi i małżonki, siostra żony z rodzinką, brat z żoną i bratanicą, było tłoczno i radośnie. Tych świąt nie zapomnimy - mówi z uśmiechem ówczesny trener GKS Bełchatów.
Tegoroczną Wigilię rodzina Kurasów również spędzi w tym mieście, ale w 2008 chciałaby cieszyć się już z nowego mieszkania w Szczecinie. Podczas kilku ostatnich wizyt pan Mariusz z małżonką rozglądali się za jakimś przyjaznym miejscem.
- Już coś sobie upatrzyliśmy. Jednym z wariantów jest powrót na Gumieńce lub ewentualnie Przecław. Myślimy również o Bezrzeczu lub Warszewie. Powstają tam piękne osiedla - stwierdza pani Ewa. - Żeby zainwestować w nową nieruchomość, musimy najpierw sprzedać dom w Bełchatowie - dopowiada mąż.

Wigilia w Izraelu
Mariusz Kuras żartuje, że doświadczenia życiowe nakazują mu ostrożność w korzystaniu z kredytów i usług bankowych. Wspomina także zagraniczny epizod w swojej piłkarskiej karierze, kiedy wyjechał do ligi izraelskiej.
- Każdy zawodnik myśli o tym, by zarobić trochę więcej gdzieś za granicą. Ja też szukałem takich możliwości. Miałem jakieś oferty, m.in. z Rot Weiss Essen czy ze Szwecji (Kiruny), ale problemem było to, że nie dysponowałem swoją kartą. Trzeba było zapłacić, a nikt nie kwapił się, by wydać nawet te 50 tysięcy dolarów na defensywnego pomocnika - opowiada. - W końcu wyjechałem na kontrakt do Izraela, jednak źle trafiłem, bo klub popadł w tarapaty. Później zmieniłem pracodawcę, ale i tak żadnych kokosów nie było. Zagraniczne wojaże nie poprawiły mojego stanu majątkowego.
Krótka piłkarska emerytura na Bliskim Wschodzie nie okazała się udana, ani pod względem sportowym, ani finansowym, jednak Wigilia spędzona w wyjątkowym kraju między Azją i Europą była niezapomniana.
- Daleko od domu, ale jednocześnie tak blisko świętych miejsc. To było wielkie przeżycie dla dość licznej grupy polskich futbolistów i ich rodzin
- wspomina Kuras. - Zorganizowaliśmy tradycyjną wieczerzę i poszliśmy do polskiego kościoła. Staraliśmy się, by wszystko odbyło się tak, jak w ojczystym kraju. Aby przygotować polskie potrawy, poszukaliśmy odpowiednio zaopatrzonego sklepu... prowadzonego przez Rosjanina - wyjaśnia.
W wigilijnym spotkaniu zawodników wzięli udział m.in. Kazimierz Moskal, Jarosław Araszkiewicz, Jarosław Bako, Damian Łukasik i Tomasz Cebula. Większość z nich grała w Izraelu dłużej niż Kuras, który po kilku miesiącach wrócił do Pogoni, by spędzić w niej jeszcze kilka sezonów (trzy w ligowej kadrze).
- W sumie mam na koncie ponad 400 spotkań o punkty, w tym 300 w ekstraklasie. Mogłem poprawić wynik, wchodząc na boisko choćby na kilka ostatnich minut, ale nigdy nie byłem typem piłkarza, po którego trenerzy sięgają w końcówce meczu lub w decydującym momencie - podsumowuje z wrodzoną skromnością. - Poza tym będąc w kadrze granatowo-bordowych, rozpoczynałem już pracę trenera i temu się poświęciłem. Teraz wracam na Twardowskiego, by osiągnąć sukces z najbliższym mojemu sercu klubem.

     źródło:  gazeta.pl/Tomasz Maciejewski      autor  js


Maroon 55   24 grudnia 2007 r., godz: 23:37

Mario wielki szacunek za to co zrobiłeś dla Pogoni jako zawodnik . Weż krótko za m.... to towarzystwo i pokaż im futbol na najwyższym poziomie .Pogoń musi być na szczycie



Komentarze służą do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi.
Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników.
Zastrzegamy sobie jednak prawo do usuwania, modyfikowania wybranych komentarzy.

  (p) 2000 - 2024   Gryf
© Pogoń On-Line
  Gryfdesign by: ruben 5px redakcja | współpraca | ochrona prywatności